1 sierpnia
Obudziłam się dzisiaj z uczuciem, że ten dzień będzie inny niż wszystkie. Wstałam i żeby nie wypaść z formy zrobiłam dziesięć skłonów i spróbowałam zrobić przysiady ale brzuch mnie przeważył i przewróciłam się do tyłu. W tym momencie weszła do mojego mieszkania Wikusia i gdy zobaczyła mnie leżącą na plecach podbiegła do mnie aby upewnić się, że nic mi się nie stało. Okazało się że już jest 8:30, a o 9 miałyśmy być u Czarnej. Szybko zjadłam jakąś kromkę chleba popiłam wodą i już pędziłam z Wikusią do w umówione miejsce. Gdy weszłyśmy do mieszkania wszystkie dziewczyny już tam były i wszystkie miały wymalowane na twarzy szczęście.
-Jest decyzja?! -wykrzyknęłam
-Tak, zaczynamy dzisiaj o 17. -uśmiechnęła się Jutrzenka.
-O Boże! Jak dobrze! A co z przydziałami do oddziałów? -spytałam mając cichą nadzieję, że uda mi się uniknąć pierwszych walk.
-Jutrzenka idzie do oddziału Guzika, tu masz adres. -powiedziała podając jej karteczkę papieru.- Wikusia ty będziesz sanitariuszką u Jaśka, a Wilczek z Leną mają przydział do szpitala Dzieciątka Jezus. -dokończyła. Zaniepokoiłam się wtedy bardzo, ponieważ będę tak daleko od Wikusi. Nie będę miała od niej żadnych wieści, nie będę wiedziała czy przeżyje..
-Lenka, nie martw się. -uścisnęła mi rękę Wikusia- wszyscy przeżyjemy i ty, i ja, i dziecko. Musisz wszystko zrobić aby ono przeżyło i mogło zbudować nową, lepszą Polskę. A poza tym powstanie się skończy za trzy góra cztery dni. -pocieszała mnie. Te słowa trochę podniosły mnie na duchu, ale zaraz przypomniałam sobie o Andrzeju, czy on też będzie walczył i gdzie. Czy gdy przyniosą nam rannych do opatrzenia nie rozpoznam wśród żołnierzy mojego Jędrka. Przebiegł mi po plecach zimny dreszcz, gdy uprzytomniłam sobie, że idąc ulicą mogę zobaczyć leżącego w rowie mojego męża z przestrzeloną głową. Ja nie chcę żeby zginął! To jest mój mąż! On jest ojcem mojego nienarodzonego dziecka! Czarne myśli targały mną od wewnątrz, nawet nie zauważyłam że spotkanie się skończyło i wszyscy zaczynają się żegnać. Nagle podeszła do mnie Jutrzenka:
-Lenka.. Trzymaj się.. I proszę nie rób niczego co by mogło zaszkodzić dziecku. Może.. Może już się nigdy nie zobaczymy.. Myślę, że to nie skończy się tak szybko,,
-Jutrzenka kochana! -rzuciłam jej się na szyję i mocno przytuliłam.- pamiętaj o mnie..-nic więcej nie mogłam powiedzieć, bo miałam ściśnięte gardło ze wzruszenia. Nagle popłynęły mi łzy.. - Będę się modlić aby.. abyśmy wszystkie się spotkały.. Jak już będzie po wszystkim.. Będę tęsknić.. -nie chciałam się z nimi rozstawać. Przecież tyle razem przeżyłyśmy a teraz każda odchodzi w inną stronę. Ja zostaję sama..
-Lena będziemy razem! -podszedł do mnie Wilczek, poczułam, że nie jestem sama, jest obok mnie pomocna dłoń. Uwierzyłam, że z Wilczkiem nie zginę. Uśmiechnęłam się do niej i podałam jej dłoń. Wyszeptałam słowa:
-I nic nas nie rozdzieli.. -i znowu poczułam odmienne uczucie. Nas nie, ale wojna, ta okrutna walka rozdzieli mnie z moją Wikusią, z moją przyjaciółką, z siostrą! Podeszłam do niej, próbując ukryć mój bunt, ale jestem kiepską aktorką, więc Wikusia od razu zauważyła, że wszystko się we mnie kotłuje.
-Do zobaczenia za trzy dni, kochana. -szepnęła. I przytuliła mnie do siebie.- Moja mała siostrzyczka..
Było mi w tym momencie tak dobrze. Czułam się bezpiecznie. I za nic w świecie, nie chciałam przerywać tej chwili, gdy po prostu wtopiłam się w ramiona osoby, tak mi bliskiej, bez której nie wyobrażam sobie życia. Teraz przestałam ukrywać uczucia, wszystko się ze mnie wylało. Łzy leciały mi tak gęsto że w ciągu minuty, kołnierz płaszcza Wikusi był przemoknięty do cna moimi łzami.
Niestety obowiązki zmusiły mnie do opuszczenia jedynego, bezpiecznego miejsca na ziemi. Musiałam iść z Wilczkiem zgłosić się do szpitala i zapoznać się z dowództwem. Popatrzyłam ostatni raz na Wikusię i zmusiłam się do uśmiechu. Chciałam, żeby jej ostatnie wspomnienie wiązało się z moim uśmiechem.
Po kilku minutach weszłam razem z Wilczkiem na izbę przyjęć. Miałyśmy znaleźć doktor Marię Konarską. Podeszłyśmy do jednej z pielęgniarek i spytałyśmy się gdzie możemy ją znaleźć. Okazało się, że jest w sali numer 2 i sprawdza stan jednej z pacjentek rannej we wczorajszym bombardowaniu. Weszłyśmy do pokoju i Wilczek powiedział hasło:
-Szukamy Stanisława Bombki wie pani gdzie on leży?
-Jest on w sali numer 13. -oznaczało to, że mamy wejść do pokoju numer 13, gdzie siostra Józefa rozdawała zadania. Weszłyśmy do pokoju i ujrzałyśmy 5 dziewczyn, ubranych w białe kitle, segregujące bandaże.
-Serwus -powiedziałam.- Wiecie gdzie jest siostra Józefa?
-Siostra Józefa na chwilę wyszła, ale zaraz wróci. Na razie zamknijcie za sobą drzwi, aby nikt tu nie wszedł. -odpowiedziała mi jedna z sanitariuszek. W pewnym momencie rozległo się pukanie.
-O siostra Józefa już wróciła, otwórzcie jej. -wstałam z leżanki i otworzyłam drzwi.
-Widzę, że nowe się pojawiły. Chodźcie wyjaśnię wam wszystko. Na razie wychodzimy stąd jak najrzadziej. Gdy już wyjdziemy to aby osoby w środku was wpuściły. Musicie zastukać trzy razy. Załóżcie teraz białe kitle i pomóżcie dziewczynom segregować bandaże. Niedługo 17 więc musimy się pospieszyć. Gdy zaczną nam przywozić rannych nie będziemy miały już na to czasu. -tłumaczyła siostra. Popatrzyłam na zegarek 16:00. Faktycznie niedługo zacznie się piekło. Usiadłam więc przy stole i zaczęłam pomagać dziewczynom. Dobrze było mieć przy sobie kogoś znajomego bo Wilczek miał świetny humor i umiał przepędzić mój smutek i strach. Nagle usłyszeliśmy od strony ulicy strzały. Popatrzyłyśmy na siebie porozumiewawczo, ale pracowałyśmy dalej. W pewnym momencie przez okno wleciał jakiś zbłąkany pocisk. Z przerażeniem popatrzyłam na zegar. Była równo 17. Zaczęło się..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz