31 lipca 1944 roku Moje urodziny..
Dzisiaj kończę 22 lata. Szmat czasu już żyję i wiele przeżyłam. Gdy wspominam siebie z dzieciństwa nie mogę dostrzec tej kobiety którą jestem. Nie widzę tam Weroniki -Niki jak to się w domu mówiło.. Od kiedy wstąpiłam do AK na imię mi Lena. Teraz siedzę przy stole i czekam na godzinę 15 -mam zjawić się u Czarnej.. Tam mam się dowiedzieć kiedy zacznie się powstanie.. Może jutro, może jeszcze dziś.. Warszawa aż się gotuje od przygotowań wszyscy w napięciu czekają, a szwaby zdaje się że niczego nie zauważają.. Już 14.. Powinnam zacząć się szykować.. Czuję niepewność i jakiś smutek.. Niepewność, bo może to dzisiaj. Smutek, bo czy przeżyjemy.. Czy przeżyje mój ukochany Andrzej.. Nie widziałam go już tak długo.. Ciągle siedzi w lesie, jak za dawnych czasów kiedy wszyscy byli tacy szczęśliwi, kiedy nie było lata kiedy nie pojechaliśmy naszą paczką w góry, w Tatry.. Schodzę po schodach, czuję się ciężka jak słoń. Ale idę przed siebie, nie oglądam się, idę dalej.. Jeszcze tylko skręcić w Jasną i trzeci blok po lewej. Wchodzę do mieszkania numer 5. I widzę koleżanki z kursu dla sanitariuszek patrzą się na mnie jak na przybysza z innej planety..
-Ty? -pyta Jutrzenka- Idziesz walczyć? W twoim stanie?
-Tak, jestem dopiero w 8 miesiącu. I chcę walczyć.. -odpowiadam i myślę czemu się nie zgadzają, jestem w ciąży ale dla czego miałabym siedzieć z założonymi rękami i patrzyć jak moi przyjaciele walczą..
-Nie chcę cię urazić kochana, ale uważam że powinnaś teraz zatroszczyć się o dziecko, znaleźć bezpieczne miejsce i się tam ukryć. -powiedziała Jutrzenka
-Nie, ja będę walczyć.. Przecież ja nie chcę być bezużyteczna! -wykrzyknęłam
-Jak chcesz.. Ale to Czarna decyduje czy ktoś pójdzie walczyć czy nie.. Na kogo jeszcze czekamy?
-Na Wilczka i Wikusię. -odpowiedziałam
-Chyba już idą bo słyszę śmiech na korytarzu.
-Serwus Dziewczyny! -wykrzyknęły
-Hej dziewczyny.. -powiedziałam
- O Lenka! Co tutaj robisz? Chcesz iść walczyć? -powiedziała Wikusia
-Tak i nie próbuj mnie przekonywać. -chciałam tym zdaniem uniknąć dalszej dyskusji na ten temat ale moje przyjaciółki oczywiście zaczęły wyrażać swoje wątpliwości. W pewnym momencie weszła Czarna. Wszystkie umilkłyśmy i wpatrywałyśmy się w Czarną.
-Nie ma decyzji dowództwa. Jeszcze nie dziś..
Odetchnęłam z ulgą. Jakoś tak dopiero teraz poczułam strach że w powstaniu mogę kogoś stracić.. Kogoś bliskiego. Andrzeja, moje dziecko, Wikusię.. Bo Wikusia była dla mnie jak starsza siostra. Spędzała ze mną dużo czasu, pocieszała, pomagała mi, po prostu była przy mnie, zawsze gdy jej potrzebowałam.
-A co do Leny -ciągnęła Czarna- Uważam że jeśli chce to niech idzie walczyć. Postaram się znaleźć ci jakiś przydział w którym nie będziesz musiała za dużo biegać. Myślę że jeśli powstanie będzie trwało 3 dni to nic się nie stanie ani tobie ani dziecku -zwróciła się do mnie.
-Dziękuję -odpowiedziałam i popatrzyłam się na Wikusię, która uśmiechnęła się do mnie swoim tak krzepiącym uśmiechem.
-No dobrze następne spotkanie jutro o 9. Jutro już będą przydziały do konkretnych oddziałów, dlatego musicie mieć czas aby dotrzeć do oddziałów i poznać dowódców. Rozchodzimy się pojedynczo co 5 minut.
-Do zobaczenia dziewczyny -powiedziałam i wyszłam zamykając za sobą drzwi do mieszkania o numerze 5.. Podeszłam do słupa i poczekałam na Wikusię, która miała wstąpić do mnie po spotkaniu.
-Serwus Lenka! -podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek.- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
-Ojej! Pamiętałaś! -zdziwiłam się bo nikt mi dzisiaj nie złożył jeszcze życzeń, ale tak naprawdę to kto to miał być.. Sąsiedzi?
-Oczywiście że tak! Jak mogłam zapomnieć kiedy ma urodziny moja siostra! Nawet mam dla ciebie mały prezent.. -powiedziała podając mi małą paczuszkę- to tak trochę dla ciebie trochę dla twojego małego.. -rozwinęłam papier i oczom moim ukazała się śliczna czapeczka w białym kolorze. Po prostu zaniemówiłam.
-Z kąd to masz? To jest śliczne.. -powiedziałam
-Uszyłam. Materiał wzięłam ze starej sukienki mojej siostry. Ale wydaje mi się że ładnie wyszło.. -zastanowiła się Wikusia
-Bardzo dobrze ci wyszło! Dziękuję! -wykrzyknęłam i rzuciłam jej się na szyję.
-Lenka przestań! Ludzie się patrzą! -zaśmiała się.- chodźmy lepiej do domu i tam sobie o wszystkim pogadamy.
-Oczywiście -powiedziałam i uśmiechając się wróciłam do mojego przytulnego domku.
Moim zdaniem dobrze opisałaś uczucia ludzi którzy wtedy żyli, jak bardzo chcieli wtedy walczyć. Myślę że to opowiadanie to strzał w dziesiątkę :).
OdpowiedzUsuńBardzo ładne, ale natknęłam się na kilka błędów. Czy mogę je tu wypisać?
OdpowiedzUsuńNie piszemy ,,roździał", tylko ,,rozdział", tak samo jak ,,skąd" a nie ,,z kąd". ;) No i przed ,,że" jest przecinek. :)
Oprócz tych nielicznych mankamentów bardzo, bardzo fajne. Z przyjemnością przeczytam kolejne rozdziały. :)
Dzięki Magdalenka :) Od tej pory będę się starała nie popełniać już tych błędów :)
Usuń