[Biedronka]
-Wszyscy gotowi? Idziemy? -spytała Monika.
-Tak.. Wyruszmy już bo się spóźnimy. -powiedziała Tośka i ruszyła polną drogą. Każda z nas miała torebkę przewieszoną przez ramię i zaplecionego warkocz. Wyglądałyśmy cudownie. Postanowiłam zacząć pisać pamiętnik, nie przyszło mi żyć w prostych czasach, ale to nadal jest moja młodość, którą chciałabym zapamiętać do końca życia.
-Jak wyobrażacie sobie Niebo? -spytała Aga patrząc w górę.
-Niebo? Myślę, że tam jest pięknie. Nie wiem.. -odpowiedziała zamyślona Tośka. Słońce odbijało się na jej włosach, a ona uśmiechała się do siebie. -To może po prostu powiedzmy, jak sobie wyobrażamy Polskę po wojnie.
-Chciałabym pójść na studia, założyć dom, mieć rodzinę. I żeby te wszystkie egzekucje, łapanki i wyroki śmierci na najbliższych się skończyły. -powiedziała Ania. -Mania powiedziała, że wojna już za długo nie potrwa.
-Możemy nie rozmawiać na ten temat. Cieszmy się chwilą! Cieszmy się 2 sierpnia 1941 roku! -wykrzyknęłam i pobiegłam przodem wznosząc za sobą pył z ziemi.
[Monika]
-Dochodziliśmy już do wyznaczonego miejsca, gdy nagle zauważyłam umundurowanego Niemca. Zdziwiłam się, przecież to spokojna miejscowość. Po chwili obok drzewa stał drugi, a w oddali trzeci. Dziewczyny popatrzyły się na mnie pytająco, one też to zauważyły.
-Zaczekajcie. Nie ruszajcie się stąd!-powiedziałam i pobiegłam w stronę polany, gdzie jeszcze wczoraj pokazywałam Ani miejsce, gdzie mają się odbyć ćwiczenia.
-Zrobili obławę! Uciekajcie! -krzyknął Bronek i łapiąc mnie za rękę, pociągnął za sobą.
-Uciekajcie! -wrzasnęłam do dziewczyn, które siedziały na pieńku obok drzewa. Szybko się poderwały i zaczęły biec z nami.
-Gdzie Szybki?! -krzyknęłam do nich.
-Poszedł za tobą.
-Co?! Przecież zabroniłam!
-Mówiłyśmy mu!
-Nie ważne, dogoni nas. -w tym momencie za nami rozległy się strzały.
-Rozdzielamy się! -zadecydowałam. -Spotykamy się w stodole! -to była ryzykowna decyzja, przecież to jeszcze dzieci, zabłądzą w tym lesie.
-Nie wiem, gdzie jest stodoła! -krzyknął do mnie Bronek.
-Chodź ze mną! -zadecydowałam.
[Ania]
Biegłam przez las i powoli nie starczało mi siły. Gdy odgłosy strzałów przestały być słyszalne, zatrzymałam się. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że nie wiem, gdzie jestem.
-Muszę wydostać się z tego lasu. Później będę pytała ludzi i jakoś to znajdę dom ciotki Moniki. Nikt mnie już nie goni.. Jestem bezpieczna.. Tylko teraz nie zrobić głupstwa.. -powtarzałam sobie. Nagle poczułam, że po mojej twarzy płyną łzy.
-Nie płacz głupia! Tylko ciamajdy płaczą. -nagle poczułam jak fala rozpaczy przeszywa mój umysł. Już nie powstrzymywałam łez. Zaczęłam zanosić się płaczem.
-Dlaczego nie ma ze mną mamy.. Mamo.. Mamo.. Ja chcę do mamy.. -łzy płynęły mi coraz szybciej. Dochodziłam już do ściany lasu, gdy nagle potknęłam się o jakiś korzeń i przewróciłam się, uderzając głową w kamień.
Czas Honoru
Witam na blogu! Jeśli tu jesteś dodaj komentarz. Mam nadzieję, że spodobają się wam moje wiersze i opowiadania
sobota, 18 kwietnia 2015
Dziś idę walczyć -mamo XX
[Tośka]
-Wstajemy! Mleko wam przyniosłam! Świeżutkie prosto od krowy! -zawołała wpuszczając do stodoły promienie słońca.
-Kóra godzina? -spytałam przecierając oczy.
-Już siódma na zegarze, otwierać oczy słonko każe! -zaśmiała się Monika.
-To najwyższy czas wstawać. -popatrzyłam na śpiące towarzystwo i postanowiłam się ubrać zanim przyjaciele wstaną. Gdy już to zrobiłam, zawołałam.
-Mleko przywieźli!
-Już trzeba wstać? -przeciągnęła się Biedronka. -Ale od krowy?
-Nie świni, jasne że od krowy.
-Macie tu krowy?! -przebudziła się Aga. -I można je doić?!
-Jasne, ogarnijcie się, wodę macie w studni i za 45 minut wyruszamy. -zadecydowała Monika i zamknęła drzwi.
[Monika]
Gdy weszłam do domu zastałam Anię śmiejącą się razem z Marianką przy robieniu kanapek na drogę.
-No jak tam wam idzie praca?
-Całkiem, całkiem tylko Mania wymazała mnie masłem. -zaśmiała się Anuśka.
-Trzeba było mnie nie brudzić konfiturą!
-Czyli widzę świetnie się bawicie. Jak już wreszcie skończycie idźcie się umyć. -powiedziałam, ale moje ostatnie słowa zagłuszyła salwa śmiechu.
[Ania]
Fajną kuzynkę ma Monia! I jest ona w moim wieku.
-Ania! Patrz Marcel idzie!
-Ooo i nie jest jak widać sam.
-Faktycznie i to nie jest wcale Janka od sąsiadów.
-No... To jest Aga, ta znajoma ze stodoły.
-Ze stodoły powiadasz? -popatrzyła się na mnie Marianna i obie wybuchnęłyśmy śmiechem. -Chodź coś ci pokażę.
Mania wyszła przed dom i zawołała:
-Manieeek! Miałeś pozmywać naczynia! -popatrzyła się na mnie, a ja opierając się o framugę drzwi powstrzymywałam się by nie wybuchnąć śmiechem.
-Czyżby skleroza? A może znowu jakaś choroba miłosna cię dopadła? -powiedziała Mania. Podbiegłam do niej i dodałam:
-A co słychać u sąsiadów? Ładne mają dziewczyny? -zagryzłam wargę i popatrzyłam się na zarumienionego Marcela. Po chwili milczenia Maniek powiedział:
-To Marianna, moja siostra.
-A to Kora, moja koleżanka.
-Miłe dziewczynki, prawda? -westchnął Maniek cały czas czerwony.
-Tak.. Ładna dzisiaj pogoda.. -westchnęła w podobny sposób Aga i przewróciła oczami.
-Wstajemy! Mleko wam przyniosłam! Świeżutkie prosto od krowy! -zawołała wpuszczając do stodoły promienie słońca.
-Kóra godzina? -spytałam przecierając oczy.
-Już siódma na zegarze, otwierać oczy słonko każe! -zaśmiała się Monika.
-To najwyższy czas wstawać. -popatrzyłam na śpiące towarzystwo i postanowiłam się ubrać zanim przyjaciele wstaną. Gdy już to zrobiłam, zawołałam.
-Mleko przywieźli!
-Już trzeba wstać? -przeciągnęła się Biedronka. -Ale od krowy?
-Nie świni, jasne że od krowy.
-Macie tu krowy?! -przebudziła się Aga. -I można je doić?!
-Jasne, ogarnijcie się, wodę macie w studni i za 45 minut wyruszamy. -zadecydowała Monika i zamknęła drzwi.
[Monika]
Gdy weszłam do domu zastałam Anię śmiejącą się razem z Marianką przy robieniu kanapek na drogę.
-No jak tam wam idzie praca?
-Całkiem, całkiem tylko Mania wymazała mnie masłem. -zaśmiała się Anuśka.
-Trzeba było mnie nie brudzić konfiturą!
-Czyli widzę świetnie się bawicie. Jak już wreszcie skończycie idźcie się umyć. -powiedziałam, ale moje ostatnie słowa zagłuszyła salwa śmiechu.
[Ania]
Fajną kuzynkę ma Monia! I jest ona w moim wieku.
-Ania! Patrz Marcel idzie!
-Ooo i nie jest jak widać sam.
-Faktycznie i to nie jest wcale Janka od sąsiadów.
-No... To jest Aga, ta znajoma ze stodoły.
-Ze stodoły powiadasz? -popatrzyła się na mnie Marianna i obie wybuchnęłyśmy śmiechem. -Chodź coś ci pokażę.
Mania wyszła przed dom i zawołała:
-Manieeek! Miałeś pozmywać naczynia! -popatrzyła się na mnie, a ja opierając się o framugę drzwi powstrzymywałam się by nie wybuchnąć śmiechem.
-Czyżby skleroza? A może znowu jakaś choroba miłosna cię dopadła? -powiedziała Mania. Podbiegłam do niej i dodałam:
-A co słychać u sąsiadów? Ładne mają dziewczyny? -zagryzłam wargę i popatrzyłam się na zarumienionego Marcela. Po chwili milczenia Maniek powiedział:
-To Marianna, moja siostra.
-A to Kora, moja koleżanka.
-Miłe dziewczynki, prawda? -westchnął Maniek cały czas czerwony.
-Tak.. Ładna dzisiaj pogoda.. -westchnęła w podobny sposób Aga i przewróciła oczami.
środa, 15 kwietnia 2015
Dziś idę walczyć -mamo XIX
[Monika]
-Do zobaczenia wujku! -zawołałam i ruszyłam z Anią przez pole. Pociąg do Warszawy dawno odjechał, więc postanowiłyśmy przenocować u żony wujka. W między czasie minęłam się z Maurycym, który wrócił roześmiany z jak to określił "Randki z niebiańską kobietą". Zaczynało już kropić, ale na horyzoncie pojawił się już domek cioci.
[Tośka]
Siedzieliśmy mokrzy w jakiejś stodole. Nasze ubrania suszyły się wywieszone pod sufitem, a my w samej bieliźnie zagrzebywaliśmy się w sianie. Nigdy przedtem nie rozbierałam się przy chłopcu. Wiem jak to brzmi, ale cóż taka jest prawda. Całe szczęście, że Biedronka wykazała się pomysłowością i jakimiś deskami przedzieliła pomieszczenie. Ciekawe jak my jutro dostaniemy się na zbiórkę. Będziemy musieli wcześnie wstać by jeszcze dojść.
-Dobranoc! -zawołałam i chociaż była to letnia noc, podkuliłam zmarznięte nogi.
-Tośka.. A nikt nas stąd nie wygoni? Przecież, nie spytaliśmy się czy możemy tu nocować.
-Mam nadzieję, że nie. Dobranoc. Musimy jutro wcześnie wstać. -szepnęłam i zamknęłam mocno oczy.
-Dziewczyny.. -usłyszałam szept Agi- Wiecie, że Maniek ma 4 krowy..
-A co nas to interesuje? -warknęłam.
-I nauczy mnie je doić... -rozmarzyła się Aga.
-Dziewczyno! Moja babcia również ma krowy i jakoś się tym nie chwalę! -powiedziała Biedronka.
-Boże!! Ona mnie dobije! Ona marzy by doić krowę! Bardzo romantyczne są te wasze spotkania. -warknęłam i dodałam- Jak któraś jeszcze się odezwie, uduszę gołymi rękami!
-Jak nie chcecie słuchać o Mańku to nie. -obraziła się Aga i umilkła.
[Szybki]
Leżałem skulony i słuchałem rozmowy dziewczyn. W sumie.. Ja też nie doiłem jeszcze krowy..
[Monika]
Siedziałam z Anią przy stoliku i piłyśmy zaparzoną przez ciocię miętę. Na dworze bardzo padało i wiał wiatr. Do pokoju weszła ciocia z kocami.
-Wiecie co.. Idźcie zanieście to do stodoły dla tych co tam śpią. Widziałam, że ktoś tam wchodził i nie zauważyłam, żeby wyszedł. Niech się dzieciaki nie zaziębią.
-Dzieciaki? A na pewno nie złodzieje lub jacyś inni menele? -podniosła brew Ania.
-Oj Anulka! Co ta konspiracja z Wami zrobiła? Każdego podejrzewacie.
-Ciociu.. -jęknęłam.
-A przepraszam miałam nie mówić. To zaniesiecie im?
-Jasne. -uśmiechnęła się Ania i założywszy pelerynę pobiegła w kierunku stodoły. Ja chłonąc krople deszczu zrobiłam to samo. Jako dziecko uwielbiałam stawać na deszczu i moknąć. W pewnym momencie usłyszałam wołanie Ani.
-Róża! Patrz kto tu nocuje!
Boże! To naprawdę menel?! Albo coś gorszego..
[Szybki]
Co za człowiek budzi mnie w środku nocy, jakby nie mógł poczekać do rana. Spostrzegłem, że w drzwiach stodoły stoi dziewczyna z dwoma blond warkoczami. Od spania obraz wydawał się jakiś zamglony, ale tą dziewczynę skądś znam. W tym momencie usłyszałem pisk dziewczyn, no tak.. One nie widzą wejścia i nie wiedzą kto wszedł do środka.
-Nie wyganiaj nas! Prosimy! My nawet zapłacimy! Proszę.. -słyszałem jęki moich koleżanek zza przedzielonego parawanu. Teraz dotarło do mnie wszystko. Ta dziewczyna to "Kora", ta co zadziera nosa i wszystkim prawi kazania, miała ona w tym momencie dość zdziwioną minę w pewnym momencie wybuchła śmiechem.
-To wy?!
Popatrzyłem się na parawan i spostrzegłem, że wystają zza nim głowy moich koleżanek.
-Kora!! -zawołały.- Ale nas wystraszyłaś! Jak dobrze cię widzieć!
-Ale się zdziwiłam! -zaśmiała się.
-Szybki widzisz! Ale fajnie co? Nie cieszysz się ze spotkania? -zawołały chórem.
-Wzruszenie odbiera mi mowę. -warknąłem.
-Ehh.. nie przejmuj się nim Kora. On tak ma często. Co tu robisz?
-To raczej co wy tu robicie! -zaśmiała się- Ja jestem z Różą u jej cioci i przyniosłam wam koce do spania.
-To Róża też tu jest? Normalnie cały oddział się zaraz zleci.
-Tak jestem i ja. -uśmiechnęła się Monika, która właśnie przyszła. Miała mokre włosy, które zaczynały się kręcić.
-Dziękujemy za koce! Faktycznie jest zimno w nocy. Jutro pogadamy. To o której zbiórka?
-Może o 8? To miejsce nie jest tak daleko. -zaproponowała Róża.
-Tak, byłam tam już dzisiaj z Mo.. to znaczy z Różą. -poparła dziewczynę jak zawsze zarozumiała Kora.
-Dobrze to na razie dobranoc.
-Nic wam już nie potrzeba? -spytała się Ania- Może coś do picia?
-Nie.. Koce wystarczą w zupełności. -odpowiedziała Tośka.
-To do zobaczenia jutro. -powiedziały dziewczyny i zamknęły wejście do stodoły. Gdy one zniknęły zobaczyłem pytające wzroki moich towarzyszek.
-O co chodzi?
-Mógłbyś być czasem milszy dla ludzi.
-Wy naprawdę tego nie widzicie? Ta udawana serdeczność. Jeszcze będą z nią problemy. -westchnąłem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, ponieważ dziewczyny z powrotem schowały się za parawanem.
-Do zobaczenia wujku! -zawołałam i ruszyłam z Anią przez pole. Pociąg do Warszawy dawno odjechał, więc postanowiłyśmy przenocować u żony wujka. W między czasie minęłam się z Maurycym, który wrócił roześmiany z jak to określił "Randki z niebiańską kobietą". Zaczynało już kropić, ale na horyzoncie pojawił się już domek cioci.
[Tośka]
Siedzieliśmy mokrzy w jakiejś stodole. Nasze ubrania suszyły się wywieszone pod sufitem, a my w samej bieliźnie zagrzebywaliśmy się w sianie. Nigdy przedtem nie rozbierałam się przy chłopcu. Wiem jak to brzmi, ale cóż taka jest prawda. Całe szczęście, że Biedronka wykazała się pomysłowością i jakimiś deskami przedzieliła pomieszczenie. Ciekawe jak my jutro dostaniemy się na zbiórkę. Będziemy musieli wcześnie wstać by jeszcze dojść.
-Dobranoc! -zawołałam i chociaż była to letnia noc, podkuliłam zmarznięte nogi.
-Tośka.. A nikt nas stąd nie wygoni? Przecież, nie spytaliśmy się czy możemy tu nocować.
-Mam nadzieję, że nie. Dobranoc. Musimy jutro wcześnie wstać. -szepnęłam i zamknęłam mocno oczy.
-Dziewczyny.. -usłyszałam szept Agi- Wiecie, że Maniek ma 4 krowy..
-A co nas to interesuje? -warknęłam.
-I nauczy mnie je doić... -rozmarzyła się Aga.
-Dziewczyno! Moja babcia również ma krowy i jakoś się tym nie chwalę! -powiedziała Biedronka.
-Boże!! Ona mnie dobije! Ona marzy by doić krowę! Bardzo romantyczne są te wasze spotkania. -warknęłam i dodałam- Jak któraś jeszcze się odezwie, uduszę gołymi rękami!
-Jak nie chcecie słuchać o Mańku to nie. -obraziła się Aga i umilkła.
[Szybki]
Leżałem skulony i słuchałem rozmowy dziewczyn. W sumie.. Ja też nie doiłem jeszcze krowy..
[Monika]
Siedziałam z Anią przy stoliku i piłyśmy zaparzoną przez ciocię miętę. Na dworze bardzo padało i wiał wiatr. Do pokoju weszła ciocia z kocami.
-Wiecie co.. Idźcie zanieście to do stodoły dla tych co tam śpią. Widziałam, że ktoś tam wchodził i nie zauważyłam, żeby wyszedł. Niech się dzieciaki nie zaziębią.
-Dzieciaki? A na pewno nie złodzieje lub jacyś inni menele? -podniosła brew Ania.
-Oj Anulka! Co ta konspiracja z Wami zrobiła? Każdego podejrzewacie.
-Ciociu.. -jęknęłam.
-A przepraszam miałam nie mówić. To zaniesiecie im?
-Jasne. -uśmiechnęła się Ania i założywszy pelerynę pobiegła w kierunku stodoły. Ja chłonąc krople deszczu zrobiłam to samo. Jako dziecko uwielbiałam stawać na deszczu i moknąć. W pewnym momencie usłyszałam wołanie Ani.
-Róża! Patrz kto tu nocuje!
Boże! To naprawdę menel?! Albo coś gorszego..
[Szybki]
Co za człowiek budzi mnie w środku nocy, jakby nie mógł poczekać do rana. Spostrzegłem, że w drzwiach stodoły stoi dziewczyna z dwoma blond warkoczami. Od spania obraz wydawał się jakiś zamglony, ale tą dziewczynę skądś znam. W tym momencie usłyszałem pisk dziewczyn, no tak.. One nie widzą wejścia i nie wiedzą kto wszedł do środka.
-Nie wyganiaj nas! Prosimy! My nawet zapłacimy! Proszę.. -słyszałem jęki moich koleżanek zza przedzielonego parawanu. Teraz dotarło do mnie wszystko. Ta dziewczyna to "Kora", ta co zadziera nosa i wszystkim prawi kazania, miała ona w tym momencie dość zdziwioną minę w pewnym momencie wybuchła śmiechem.
-To wy?!
Popatrzyłem się na parawan i spostrzegłem, że wystają zza nim głowy moich koleżanek.
-Kora!! -zawołały.- Ale nas wystraszyłaś! Jak dobrze cię widzieć!
-Ale się zdziwiłam! -zaśmiała się.
-Szybki widzisz! Ale fajnie co? Nie cieszysz się ze spotkania? -zawołały chórem.
-Wzruszenie odbiera mi mowę. -warknąłem.
-Ehh.. nie przejmuj się nim Kora. On tak ma często. Co tu robisz?
-To raczej co wy tu robicie! -zaśmiała się- Ja jestem z Różą u jej cioci i przyniosłam wam koce do spania.
-To Róża też tu jest? Normalnie cały oddział się zaraz zleci.
-Tak jestem i ja. -uśmiechnęła się Monika, która właśnie przyszła. Miała mokre włosy, które zaczynały się kręcić.
-Dziękujemy za koce! Faktycznie jest zimno w nocy. Jutro pogadamy. To o której zbiórka?
-Może o 8? To miejsce nie jest tak daleko. -zaproponowała Róża.
-Tak, byłam tam już dzisiaj z Mo.. to znaczy z Różą. -poparła dziewczynę jak zawsze zarozumiała Kora.
-Dobrze to na razie dobranoc.
-Nic wam już nie potrzeba? -spytała się Ania- Może coś do picia?
-Nie.. Koce wystarczą w zupełności. -odpowiedziała Tośka.
-To do zobaczenia jutro. -powiedziały dziewczyny i zamknęły wejście do stodoły. Gdy one zniknęły zobaczyłem pytające wzroki moich towarzyszek.
-O co chodzi?
-Mógłbyś być czasem milszy dla ludzi.
-Wy naprawdę tego nie widzicie? Ta udawana serdeczność. Jeszcze będą z nią problemy. -westchnąłem, ale nie otrzymałem odpowiedzi, ponieważ dziewczyny z powrotem schowały się za parawanem.
Dziś idę walczyć -mamo XVIII
[Monika]
-Daleko jeszcze? -spytała się Ania.
-A co nóżki bolą?
-Trochę..
-W partyzantce to ty byś nie mogła być. -zaśmiałam się, przypomniała mi się moja kuzynka, z którą w dzieciństwie przechodziłam tą samą drogą. Moje rozmyślania przerwała Anusia:
-Powiedziałaś Władkowi, że tu jedziesz?
-Jakoś mi to umknęło. Ale co tam! Niech się trochę pomartwi.
-Jak to jest być zakochanym?
-A co? Ty nie wiesz? Nie mów mi, że jeszcze się się nie zakochałaś!
-Oczywiście, że tak. Ale to było zwykłe zauroczenia. Już mi przeszło! -zaśmiała się.
-Jest to cudowne uczucie! Wszystko jest w tęczowych kolorach. I.. No sama się dowiesz! Patrz już dochodzimy!
[Ania]
Weszłam do drewnianego domu ze skrzypiącą podłogom. Od razu przypomniały mi się te historie, które Michał mi opowiadał jak byłam mała.
-Dzień dobry! -zawołała Monika i po chwili pojawił się średniego wzrostu mężczyzna z dość widocznym brzuszkiem. Wyglądał na miłego.
-Monika! Dziewczyno! Ale ty urosłaś! Nie wiedziałem, że przyjedziesz. Naszykowałbym łóżko i coś na noc cieplejszego. A kogo przyprowadziłaś?
-Przedstawiam Ci Korę. Przjechałyśmy na parę godzin.
-Korę? Czyli sprawa wagi państwowej? -zaśmiał się mężczyzna.
-Masz tu jakiś zagajnik, gdzie nikt nie będzie przeszkadzał?
-Idźcie do stodoły, a jak wam nie będzie to wystarczyło na łące też możecie postrzelać.
-Dziękujemy!
-I uważajcie na Maurycego! Bo kręci się ze znajomymi po okolicy, a wolałbym, żeby nie wiedział, że przyjechałaś i jesteś w konspiracji.
-Dobrze, będziemy uważać. -odpowiedziała Monika i wyszłyśmy z domku. -Idziemy do stodoły?
-Już się nie mogę doczekać!
-Trzymaj. Pistolet to nie zabawka. -powiedziała do mnie i podała mi broń. Była ona całkiem ciężka, ale przecież nie będę marudzić.
-Na razie nauczysz się rozkładać i składać broń. A potem spróbujesz strzelać.
Gdy opanowałam już do perfekcji strzelanie, przyszedł czas na pierwsze strzały.
-Świetnie Ania! Robiłaś to już kiedyś?
-Przecież mówiłam! Michał mnie uczył!
-Faktycznie! Zapomniałam! Idziemy na łąkę?
-Jasne!
[Biedronka]
Siedzieliśmy przy strumyczku w lesie, gdy usłyszałam nagle strzały.
-Słyszeliście?
-Co takiego?
-Ktoś strzela. Może zaczniemy się zbierać do Warszawy?
-Nie chce mi się jechać.. -westchnęła Tośka.
-Oni chyba też nie chcą.. -powiedział Szybki i kiwnął głową na Agę z chłopakiem.
-Mamy kolejkę o 17, ruszmy się bo nie dojdziemy. Potem nie ma następnego pociągu.
-Aga! Wracamy! -krzyknęłam. Po chwili rozległy się strzały, lecz były one już bliżej.- Ruszmy się bo zaraz jacyś partyzanci wylecą z lasu i będziemy mieli problem!
-Wracamy? -spytała się Aga.
-Tak. Raz, dwa trzy i kto pierwszy ten lepszy! Dlaczego was się nie da inaczej zmotywować! Pa Maniek!
Szybko wstałam i z powiewającym za mną kocem pobiegłam w kierunku peronu. Gdy dobiegliśmy naszym oczom ukazał się straszny widok. Nasza ostatnia kolejka EKD właśnie odjechała ze stacji.
-Daleko jeszcze? -spytała się Ania.
-A co nóżki bolą?
-Trochę..
-W partyzantce to ty byś nie mogła być. -zaśmiałam się, przypomniała mi się moja kuzynka, z którą w dzieciństwie przechodziłam tą samą drogą. Moje rozmyślania przerwała Anusia:
-Powiedziałaś Władkowi, że tu jedziesz?
-Jakoś mi to umknęło. Ale co tam! Niech się trochę pomartwi.
-Jak to jest być zakochanym?
-A co? Ty nie wiesz? Nie mów mi, że jeszcze się się nie zakochałaś!
-Oczywiście, że tak. Ale to było zwykłe zauroczenia. Już mi przeszło! -zaśmiała się.
-Jest to cudowne uczucie! Wszystko jest w tęczowych kolorach. I.. No sama się dowiesz! Patrz już dochodzimy!
[Ania]
Weszłam do drewnianego domu ze skrzypiącą podłogom. Od razu przypomniały mi się te historie, które Michał mi opowiadał jak byłam mała.
-Dzień dobry! -zawołała Monika i po chwili pojawił się średniego wzrostu mężczyzna z dość widocznym brzuszkiem. Wyglądał na miłego.
-Monika! Dziewczyno! Ale ty urosłaś! Nie wiedziałem, że przyjedziesz. Naszykowałbym łóżko i coś na noc cieplejszego. A kogo przyprowadziłaś?
-Przedstawiam Ci Korę. Przjechałyśmy na parę godzin.
-Korę? Czyli sprawa wagi państwowej? -zaśmiał się mężczyzna.
-Masz tu jakiś zagajnik, gdzie nikt nie będzie przeszkadzał?
-Idźcie do stodoły, a jak wam nie będzie to wystarczyło na łące też możecie postrzelać.
-Dziękujemy!
-I uważajcie na Maurycego! Bo kręci się ze znajomymi po okolicy, a wolałbym, żeby nie wiedział, że przyjechałaś i jesteś w konspiracji.
-Dobrze, będziemy uważać. -odpowiedziała Monika i wyszłyśmy z domku. -Idziemy do stodoły?
-Już się nie mogę doczekać!
-Trzymaj. Pistolet to nie zabawka. -powiedziała do mnie i podała mi broń. Była ona całkiem ciężka, ale przecież nie będę marudzić.
-Na razie nauczysz się rozkładać i składać broń. A potem spróbujesz strzelać.
Gdy opanowałam już do perfekcji strzelanie, przyszedł czas na pierwsze strzały.
-Świetnie Ania! Robiłaś to już kiedyś?
-Przecież mówiłam! Michał mnie uczył!
-Faktycznie! Zapomniałam! Idziemy na łąkę?
-Jasne!
[Biedronka]
Siedzieliśmy przy strumyczku w lesie, gdy usłyszałam nagle strzały.
-Słyszeliście?
-Co takiego?
-Ktoś strzela. Może zaczniemy się zbierać do Warszawy?
-Nie chce mi się jechać.. -westchnęła Tośka.
-Oni chyba też nie chcą.. -powiedział Szybki i kiwnął głową na Agę z chłopakiem.
-Mamy kolejkę o 17, ruszmy się bo nie dojdziemy. Potem nie ma następnego pociągu.
-Aga! Wracamy! -krzyknęłam. Po chwili rozległy się strzały, lecz były one już bliżej.- Ruszmy się bo zaraz jacyś partyzanci wylecą z lasu i będziemy mieli problem!
-Wracamy? -spytała się Aga.
-Tak. Raz, dwa trzy i kto pierwszy ten lepszy! Dlaczego was się nie da inaczej zmotywować! Pa Maniek!
Szybko wstałam i z powiewającym za mną kocem pobiegłam w kierunku peronu. Gdy dobiegliśmy naszym oczom ukazał się straszny widok. Nasza ostatnia kolejka EKD właśnie odjechała ze stacji.
Dziś idę walczyć -mamo XVII
[Tośka]
-Czyli już możecie iść. Widzimy się jutro w Komorowie o 12. -powiedział Krawiec.- Róża i Kora zostańcie, muszę się was o coś spytać.
Wyszłam z hali i od razu dołączyłam do grupy przyjaciół.
-Już się nie mogę doczekać jutrzejszego wypadu za miasto.. -westchnęłam.
-Ja też! Wyobraź sobie piękna pogoda, my w sukienkach, chłopcy w tych genialnych spodniach i koszulach.. Ahh.. To będzie cudowne! -rozmarzyła się Biedronka.
-I słyszałyście kto będzie nas szkolił?! Róża! To ta co dokonała zamachu na Igo Syma! -rozemocjonowała się Aga i popatrzyła na nas z błyskiem w oczach.
-Ta.. I jeszcze jakaś małolata, przecież ona mi do brody nie sięga! A jak zadzierała nosa! I jaki pseudonim! "Kora" dobrze, że nie listek!
-Przestań! Ty sam nie masz skończonych siedemnastu lat! Ja myślę, że jest ona bardzo miła i stanie się świetną przyjaciółką! -popatrzyłam na Biedronkę i pomyślałam sobie, że nic się nie zmieniła przez te lata wojny. W sumie wojna trwa na razie dwa lata, ale myślę, że nie ma człowieka, który by już przez nią czegoś nie stracił.
-Jedziemy dzisiaj do lasu? -zaproponowała Aga.
-Chcesz dokończyć rozmowę z synem leśniczego? -zaśmiałam się- Która godzina?
-Dochodzi pierwsza.
-To jedziemy! Szybki jedziesz z nami?
-W sumie nie mam nic innego do roboty. Jadę.
-To się pospieszmy bo niedługo kolejka odjeżdża. Kto ostatni na stacji ten gapa! -zawołałam i puściłam się biegiem w stronę peronu.
[Ania]
-Jak się czuje pani Lena?
-Dochodzi do siebie. Jest ciężko, ale daje radę. Matka Władka przychodzi do niej codziennie.
-Powiedzieliście jej jak to się stało? -zauważyłam jak Monia się zmieszała i popatrzyła na mnie, zrozumiałam, że to ja mam powiedzieć dowódcy.
-Mama o nic się nie pytała.. Nie powiedzieliśmy jej.
-Zróbcie to jak najszybciej, pamiętajcie "Zaufanie'.
-Rozumiemy... -odpowiedziałyśmy i Monika się spytała:
-Możemy już iść?
-Oczywiście. Gdzie będziecie ćwiczyć? -uśmiechnął się Krawiec.
-Pojedziemy do mojego wujka do Magdalenki, w lato mieszka on w małej chatce w lesie, a ciocię zostawia w domku w Podkowie, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał.
-Wujek jest w konspiracji?
-Nie.. Ale daje prowiant partyzantom. Nikt nas nie wsypie! -zaśmiała się moja towarzyszka. -Do zobaczenia!
-Do widzenia! -zawołałam i podążyłam za moją przyjaciółką.
-Czyli już możecie iść. Widzimy się jutro w Komorowie o 12. -powiedział Krawiec.- Róża i Kora zostańcie, muszę się was o coś spytać.
Wyszłam z hali i od razu dołączyłam do grupy przyjaciół.
-Już się nie mogę doczekać jutrzejszego wypadu za miasto.. -westchnęłam.
-Ja też! Wyobraź sobie piękna pogoda, my w sukienkach, chłopcy w tych genialnych spodniach i koszulach.. Ahh.. To będzie cudowne! -rozmarzyła się Biedronka.
-I słyszałyście kto będzie nas szkolił?! Róża! To ta co dokonała zamachu na Igo Syma! -rozemocjonowała się Aga i popatrzyła na nas z błyskiem w oczach.
-Ta.. I jeszcze jakaś małolata, przecież ona mi do brody nie sięga! A jak zadzierała nosa! I jaki pseudonim! "Kora" dobrze, że nie listek!
-Przestań! Ty sam nie masz skończonych siedemnastu lat! Ja myślę, że jest ona bardzo miła i stanie się świetną przyjaciółką! -popatrzyłam na Biedronkę i pomyślałam sobie, że nic się nie zmieniła przez te lata wojny. W sumie wojna trwa na razie dwa lata, ale myślę, że nie ma człowieka, który by już przez nią czegoś nie stracił.
-Jedziemy dzisiaj do lasu? -zaproponowała Aga.
-Chcesz dokończyć rozmowę z synem leśniczego? -zaśmiałam się- Która godzina?
-Dochodzi pierwsza.
-To jedziemy! Szybki jedziesz z nami?
-W sumie nie mam nic innego do roboty. Jadę.
-To się pospieszmy bo niedługo kolejka odjeżdża. Kto ostatni na stacji ten gapa! -zawołałam i puściłam się biegiem w stronę peronu.
[Ania]
-Jak się czuje pani Lena?
-Dochodzi do siebie. Jest ciężko, ale daje radę. Matka Władka przychodzi do niej codziennie.
-Powiedzieliście jej jak to się stało? -zauważyłam jak Monia się zmieszała i popatrzyła na mnie, zrozumiałam, że to ja mam powiedzieć dowódcy.
-Mama o nic się nie pytała.. Nie powiedzieliśmy jej.
-Zróbcie to jak najszybciej, pamiętajcie "Zaufanie'.
-Rozumiemy... -odpowiedziałyśmy i Monika się spytała:
-Możemy już iść?
-Oczywiście. Gdzie będziecie ćwiczyć? -uśmiechnął się Krawiec.
-Pojedziemy do mojego wujka do Magdalenki, w lato mieszka on w małej chatce w lesie, a ciocię zostawia w domku w Podkowie, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał.
-Wujek jest w konspiracji?
-Nie.. Ale daje prowiant partyzantom. Nikt nas nie wsypie! -zaśmiała się moja towarzyszka. -Do zobaczenia!
-Do widzenia! -zawołałam i podążyłam za moją przyjaciółką.
Dziś idę walczyć -mamo XVI
[Władek]
Patrzyłem na ten wybrakowany oddział. Nie ma już na świecie Guzika.. Nie ma Janka.. Nawet Zuzę dorwali. Popatrzyłem na Monikę, miała oczy zapuchnięte od płaczu. Straciła brata i przyjaciółkę. Oni zostawili w nas pustkę, zaszkliły mi się oczy. Nie, nie mogę płakać! Muszę zobaczyć się z Anią.
-Pogrzeb zostanie zorganizowany w normalny sposób, to znaczy nie będzie oficjalny. -przerwał moje rozmyślania Krawiec. W tym momencie weszła do hali Ania.
-Mam rozkazy -szepnęła cicho i podała dowódzcy kopertę. Podniosła wzrok i popatrzyła się na mnie, jej oczy także nie były pierwszej suchości.
-Witamy w oddziale. -nagle powiedział Krawiec.
-Kogo? -wyrwało się Bronkowi.
-Panią Annę Konarską ps. Kora -zaśmiał się Krawiec.
-Naprawdę? -uśmiechnęła się Ania.
[Monika]
-W nagrodę za udaną postawę w akcji. Czy coś takiego. -uśmiechnął się Krawiec.- Gratulacje! I mam jeszcze jedną wiadomość. Za pół godziny nasz oddział się powiększy dojdą cztery osoby, aby wyrównać składy. Są to dopiero co zaprzysiężone osoby i potrzeba by ich trochę poszkolić. Potrzeba dwóch osób. Chętni?
-Ja się zgłaszam -szybko odpowiedziałam.
-I ja -usłyszałam głos Ani.
-Ty?! -powiedział Bronek.- Ty w ogóle umiesz posługiwać się zwykłym coltem?
-Umiem.. Brat mnie nauczył. -odparła hardo.
-Który? Bo na pewno nie Michał. -Ania popatrzyła się na niego niebieskimi oczami i pochyliła głowę by na niego nie patrzeć.
-Przepraszam.. Nie było pytania.
-Wracając do chętnych, uważam, że Ania także powinna się podszkolić -powiedział Krawiec.
-To może zgłosi się jeszcze nasz pan mało-zabawny, a ja samodzielnie zajmę się szkoleniem Ani, a na spotkaniu z młodymi ona będzie im pomagać dawać wskazówki. -powiedziałam i popatrzyłam wyzywająco na Bronka.
-Świetny pomysł. To jak będzie "Czarny"?
-Zgadzam się.
-Przypominam o zachowaniu ostrożności po serii wpadek.
-No właśnie wiadomo kto? -włączył się do rozmowy Władek.
-Jeszcze nie. Może macie jakieś podejrzenia?
-Nie nie zauważyłem nic podejrzanego.
-Wiecie, że jak winny się nie znajdzie to wy będziecie podejrzani?
-Rozumiemy..
-Ja..
-Co ty Anka?
-Ostatnio gdy weszłam do mojego mieszkania moja współlokatorka Katia, rozmawiała z Inge Kirchner.
-I? -spytał się Bronek.- A właściwie skąd ją znasz?
-Jest to córka niemieckiego oficera, jej ojciec pracuje z moją mamą. Znam ją ze szpitala, czasami przychodziła pomagać przy rannych, bardzo miła dziewczyna.
-Kolegujesz się z Niemką? -zdenerwował się Władek.
-Przy okazji ją poznałam. Czy to coś złego?
-Moja siostra koleguje się z córką niemieckiego oficera!
-Zostaw ją. -przerwałam.
-A ty co? Bronisz jej? Przecież ją rozwalą!
-Ona tylko powiedziała o dziwnej sytuacji. Kropka. -niemiło odpowiedziałam Władkowi. Na dalszą kłótnię. Do hali weszło czworo ludzi.
-Serwus! -usłyszałam głos nowo przybyłych.
-Biedronka
-Aga
-Tośka
-Szybki
Patrzyłem na ten wybrakowany oddział. Nie ma już na świecie Guzika.. Nie ma Janka.. Nawet Zuzę dorwali. Popatrzyłem na Monikę, miała oczy zapuchnięte od płaczu. Straciła brata i przyjaciółkę. Oni zostawili w nas pustkę, zaszkliły mi się oczy. Nie, nie mogę płakać! Muszę zobaczyć się z Anią.
-Pogrzeb zostanie zorganizowany w normalny sposób, to znaczy nie będzie oficjalny. -przerwał moje rozmyślania Krawiec. W tym momencie weszła do hali Ania.
-Mam rozkazy -szepnęła cicho i podała dowódzcy kopertę. Podniosła wzrok i popatrzyła się na mnie, jej oczy także nie były pierwszej suchości.
-Witamy w oddziale. -nagle powiedział Krawiec.
-Kogo? -wyrwało się Bronkowi.
-Panią Annę Konarską ps. Kora -zaśmiał się Krawiec.
-Naprawdę? -uśmiechnęła się Ania.
[Monika]
-W nagrodę za udaną postawę w akcji. Czy coś takiego. -uśmiechnął się Krawiec.- Gratulacje! I mam jeszcze jedną wiadomość. Za pół godziny nasz oddział się powiększy dojdą cztery osoby, aby wyrównać składy. Są to dopiero co zaprzysiężone osoby i potrzeba by ich trochę poszkolić. Potrzeba dwóch osób. Chętni?
-Ja się zgłaszam -szybko odpowiedziałam.
-I ja -usłyszałam głos Ani.
-Ty?! -powiedział Bronek.- Ty w ogóle umiesz posługiwać się zwykłym coltem?
-Umiem.. Brat mnie nauczył. -odparła hardo.
-Który? Bo na pewno nie Michał. -Ania popatrzyła się na niego niebieskimi oczami i pochyliła głowę by na niego nie patrzeć.
-Przepraszam.. Nie było pytania.
-Wracając do chętnych, uważam, że Ania także powinna się podszkolić -powiedział Krawiec.
-To może zgłosi się jeszcze nasz pan mało-zabawny, a ja samodzielnie zajmę się szkoleniem Ani, a na spotkaniu z młodymi ona będzie im pomagać dawać wskazówki. -powiedziałam i popatrzyłam wyzywająco na Bronka.
-Świetny pomysł. To jak będzie "Czarny"?
-Zgadzam się.
-Przypominam o zachowaniu ostrożności po serii wpadek.
-No właśnie wiadomo kto? -włączył się do rozmowy Władek.
-Jeszcze nie. Może macie jakieś podejrzenia?
-Nie nie zauważyłem nic podejrzanego.
-Wiecie, że jak winny się nie znajdzie to wy będziecie podejrzani?
-Rozumiemy..
-Ja..
-Co ty Anka?
-Ostatnio gdy weszłam do mojego mieszkania moja współlokatorka Katia, rozmawiała z Inge Kirchner.
-I? -spytał się Bronek.- A właściwie skąd ją znasz?
-Jest to córka niemieckiego oficera, jej ojciec pracuje z moją mamą. Znam ją ze szpitala, czasami przychodziła pomagać przy rannych, bardzo miła dziewczyna.
-Kolegujesz się z Niemką? -zdenerwował się Władek.
-Przy okazji ją poznałam. Czy to coś złego?
-Moja siostra koleguje się z córką niemieckiego oficera!
-Zostaw ją. -przerwałam.
-A ty co? Bronisz jej? Przecież ją rozwalą!
-Ona tylko powiedziała o dziwnej sytuacji. Kropka. -niemiło odpowiedziałam Władkowi. Na dalszą kłótnię. Do hali weszło czworo ludzi.
-Serwus! -usłyszałam głos nowo przybyłych.
-Biedronka
-Aga
-Tośka
-Szybki
Dziś idę walczyć -mamo XV
[Ania]
Z przerażeniem patrzyłam na dziewczynę, która leżała na końcu schodów. Moje przerażenie było tym większe, że przed chwilą weszłam do mieszkania Janka i zobaczyłam na podłodze trzech nieboszczyków. Rozpoznałam w nich mojego ukochanego brata i Janka. Pod ścianą także leżał jakiś Niemiec. Siedziałam na schodku i płakałam. Co ja mam zrobić.. Nagle przyszła mi do głowy myśl: Ania weź się w garść! Kto tu chciał być lekarzem? W tym momencie nabrałam nowej energii, w tym momencie przypomniało mi się wszystko co wiem na temat ratowania człowieka. Kobieta leżała na brzuchu i czarne włosy zakrywały jej twarz. Gdy położyła ją na bok dotarło do mnie, że to Lena.
-Muszę powiadomić Krawca. -szepnęłam i wyszłam z kamienicy.
[Monika]
Życie jest piękne! Kwiaty, miłość, wojna. Czy to nie poetycko brzmi? Miłość w czasach wojny.. Nie. To brzmi okrutnie i przypomina, że śmierć czai się na każdym rogu ulicy. Powinniśmy zorganizować jakieś przyjęcie zaręczynowe. Ooo co to za długa lista? -pomyślałam i podeszłam do słupa. Znowu bydlaki rozwalili ludzi.. Doczytałam do końca i przy ostatnim nazwisku zamarłam. Zuzanna Konarska.
-O Boże.. -szepnęłam.
-Rozwalili kogoś od pani? -spytał jeden z mężczyzn.
-Nie.. W ogóle.. -wyjąkałam i pobiegłam szybko w stronę naszego mieszkania.
[Ania]
Stałam pod latarnią, gdy zauważyłam postać zbliżającego się Krawca.
-Dzień dobry -powiedziałam nieśmiało.
-Witam. Coś się stało? Pani taka blada?
-No właśnie po to pana zawiadomiłam.
-Przejdźmy się. Tak więc o co chodzi?
-Weszłam dziś do mieszkania Janka i zastałam tam wszystko porozrzucane. Mało tego. Na podłodze leżeli Janek i.. -w tym momencie głos mi się zawiesił.
-I kto? Janek nie żyje?
-I Michał.. -poczułam jak łzy zaczynają lecieć mi po twarzy.
-Były tam jakieś wskazówki czy coś?
-Pod ścianą leżał zabity Niemiec, a Lena żona Janka leżała na samym dole schodów.
-I też nie żyje?
-Nie, ona przeżyła. Znalazłam ją tam i ułożyłam w pozycji bezpiecznej, następnie powiadomiłam pana.
-Dziękuję ci. Musimy zorganizować jakiś pogrzeb. -odparł Krawiec. W tym momencie na niego wpadła jakaś rozpędzona dziewczyna, była ona zapłakana.
-Przepraszam.. -szepnęła i nie podnosząc oczu chciała się oddalić.
-Monika! -rozpoznałam dziewczynę mojego brata.- Co się stało?
-Zuzia została rozstrzelana, tak napisali na liście.
-Cholera. Ktoś musiał wsypać. -uciął Krawiec i jeszcze powiedział- Kontaktujemy się przez skrzynki. Trzymajcie się.
Z przerażeniem patrzyłam na dziewczynę, która leżała na końcu schodów. Moje przerażenie było tym większe, że przed chwilą weszłam do mieszkania Janka i zobaczyłam na podłodze trzech nieboszczyków. Rozpoznałam w nich mojego ukochanego brata i Janka. Pod ścianą także leżał jakiś Niemiec. Siedziałam na schodku i płakałam. Co ja mam zrobić.. Nagle przyszła mi do głowy myśl: Ania weź się w garść! Kto tu chciał być lekarzem? W tym momencie nabrałam nowej energii, w tym momencie przypomniało mi się wszystko co wiem na temat ratowania człowieka. Kobieta leżała na brzuchu i czarne włosy zakrywały jej twarz. Gdy położyła ją na bok dotarło do mnie, że to Lena.
-Muszę powiadomić Krawca. -szepnęłam i wyszłam z kamienicy.
[Monika]
Życie jest piękne! Kwiaty, miłość, wojna. Czy to nie poetycko brzmi? Miłość w czasach wojny.. Nie. To brzmi okrutnie i przypomina, że śmierć czai się na każdym rogu ulicy. Powinniśmy zorganizować jakieś przyjęcie zaręczynowe. Ooo co to za długa lista? -pomyślałam i podeszłam do słupa. Znowu bydlaki rozwalili ludzi.. Doczytałam do końca i przy ostatnim nazwisku zamarłam. Zuzanna Konarska.
-O Boże.. -szepnęłam.
-Rozwalili kogoś od pani? -spytał jeden z mężczyzn.
-Nie.. W ogóle.. -wyjąkałam i pobiegłam szybko w stronę naszego mieszkania.
[Ania]
Stałam pod latarnią, gdy zauważyłam postać zbliżającego się Krawca.
-Dzień dobry -powiedziałam nieśmiało.
-Witam. Coś się stało? Pani taka blada?
-No właśnie po to pana zawiadomiłam.
-Przejdźmy się. Tak więc o co chodzi?
-Weszłam dziś do mieszkania Janka i zastałam tam wszystko porozrzucane. Mało tego. Na podłodze leżeli Janek i.. -w tym momencie głos mi się zawiesił.
-I kto? Janek nie żyje?
-I Michał.. -poczułam jak łzy zaczynają lecieć mi po twarzy.
-Były tam jakieś wskazówki czy coś?
-Pod ścianą leżał zabity Niemiec, a Lena żona Janka leżała na samym dole schodów.
-I też nie żyje?
-Nie, ona przeżyła. Znalazłam ją tam i ułożyłam w pozycji bezpiecznej, następnie powiadomiłam pana.
-Dziękuję ci. Musimy zorganizować jakiś pogrzeb. -odparł Krawiec. W tym momencie na niego wpadła jakaś rozpędzona dziewczyna, była ona zapłakana.
-Przepraszam.. -szepnęła i nie podnosząc oczu chciała się oddalić.
-Monika! -rozpoznałam dziewczynę mojego brata.- Co się stało?
-Zuzia została rozstrzelana, tak napisali na liście.
-Cholera. Ktoś musiał wsypać. -uciął Krawiec i jeszcze powiedział- Kontaktujemy się przez skrzynki. Trzymajcie się.
Subskrybuj:
Posty (Atom)